Czym zajmowały się służące "do wszystkiego"? Jaki był ich status społeczny i jaką rolę odgrywały w społeczeństwie okresu międzywojennego? Na te pytania odpowiada Joanna Kuciel-Frydryszak w swojej najnowszej książce, o której osobiście opowiadała czytelnikom w Bibliotece pod Atlantami.
Joanna Kuciel-Frydryszak jest absolwentką filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, dziennikarką związaną najpierw z Radiem Wrocław, potem ze Słowem Polskim ale jej korzenie sięgają także do Wałbrzycha.
- Tu poznali się moi rodzice, tu spędzałam dzieciństwo u babci na Starym Zdroju. W Wałbrzychu wychowywali się moi starsi bracia więc to miasto jest bliskie mojemu sercu i jestem wzruszona gdy tu przyjeżdżam ale na spotkaniu z czytelnikami jestem po raz pierwszy - mówi Joanna Kuciel-Frydryszak.
Spotkanie zorganizowane przez Bibliotekę pod Atlantami i Kongres Kobiet dotyczyło najnowszej książki pod tytułem "Służące do wszystkiego". Jest to bardziej dokument niż powieść, składa się z relacji, wspomnień, fragmentów literatury, opisujących profesję bardzo popularną w latach dwudziestych XX wieku.
- Proszę sobie wyobrazić, że na początku II Rzeczpospolitej 250 tysięcy osób (w tym marginalna liczba mężczyzn) zajmowało się służbą domową. Pod koniec II Rzeczpospolitej to było już 500 tysięcy osób. Następował szybki przyrost bo były to szalenie tanie usługi. Za półdarmo można było sobie ściągnąć dziewczynę ze wsi. Jedna czwarta z nich miała nawet 15 lat lub mniej. Większość tych dziewczyn kiedy zaczynała nie potrafiła gotować ani zajmować się domem. To wydaje się zaskakujące ale okazuje się, że na wsi 10-letnie dzieci i młodsze oddawane były bogatszym chłopom do pracy w polu. To była ciężka, fizyczna praca, dlatego wiele matek marzyło o tym, żeby ich córki trafiły do miasta na służbę bo mimo wszystko był to pewnego rodzaju awans - mówi Joanna Kuciel Frydryszak,
Służące do wszystkiego to była specyficzna grupa pomocy domowych, które zajmowały się jak nazwa zawodu wskazuje praktycznie wszystkim w gospodarstwie domowym. Najczęściej mieszkały razem ze swoimi pracodawcami w kuchni lub osobnym pomieszczeniu. Nie miały swoich rodzin bo cały czas poświęcały na pracę.
- W II Rzeczpospolitej większość domów zatrudniało jedną służącą do wszystkiego. Polska była biednym społeczeństwem i mało kogo było stać na zatrudnienie osobno niańki, kucharki. Dla takiej dziewczyny oznaczało to jednak, że od bladego świtu do późnej nocy jest na nogach i pracuje właściwie jak maszyna. na ogół po prostu były maksymalnie wyzyskiwane w myśl zasady "płacę to wymagam" lub "co służąca ma robić w czasie wolnym i po co jej właściwie czas wolny. Służąca nie ma żadnych potrzeb, w przeciwieństwie do jej pani". Występowało ogromne niezrozumienie i podział tych światów - służby domowej i pracodawców. To jest bardzo uderzające i zasmucające - mówi autorka.
Ile zarabiały służące do wszystkiego? Z dokumentów zebranych przez autorkę wynika, że średnio było to 30 zł za miesiąc, w dużych miastach u bogatszych pracodawców nawet 50 zł. Dla porównania ówczesna pensja lekarza wynosiła ok 400 zł a profesor mógł zarabiać nawet 1000 zł.
plr
foto: P.Tokarski
redakcja@walbrzych24.com
Komentarze