- Czas jest bardzo specyficzny dla wszystkich. W naszej branży artystycznej mamy do czynienia z wielką ilością odwołanych imprez, więc tym bardziej się cieszyłem, że będziemy mogli sobie pomuzykować i przebywać razem w gronach profesorsko-uczniowskich. To nie jest tylko "kolejny koncert", tylko część pewnej tradycji. Jestem tutaj po raz trzeci, prowadząc klasę jazzu i improwizacji więc cieszę się, że mogliśmy kontynuować tę tradycję - mówi Marcin Masecki.
Jazz na festiwalu kameralistyki to stosunkowo młoda tradycja, jednak przez kilka ostatnich edycji mogliśmy się przekonać, że doskonale wpisuje się w ideę Ensemble a po tegorocznej frekwencji w Starej Kopalni widać, że publiczność festiwalowa również z entuzjazmem przyjęła ten gatunek muzyczny.
- Zaryzykowałbym stwierdzenie, że jazz nie jest tak różny od kameralistyki i w ogóle od klasyki, jak mogłoby się wydawać. W obu przypadkach chodzi o to, by słuchać się nawzajem. Muzykowanie jest pewnym rodzajem rozmowy. My gramy muzykę z trochę innej epoki, bardziej współczesną niż koledzy i koleżanki kameraliści ale uczymy się tego samego - słuchać i reagować na siebie, współpracy, kompromisu, wszystkich zespołowych elementów, wspólnych dla obu stylistyk - twierdzi Marcin Masecki.
Dzięki różnorodności gatunkowej, uczestnicy festiwalu mają możliwość poszerzać muzyczne horyzonty. W tym roku obsada studentów była wyjątkowo skromna z powodu pandemii ale dzięki temu praca z nimi była jeszcze bardziej indywidualna niż dotychczas.
- Miałem do czynienia z bardzo zdolną młodzieżą. Jan Pieniążek - perkusista i Miłosz Pieczonka - saksofonista, obaj z Bielska-Białej. Miałem również możliwość pracować z nimi rok temu. Tym razem jednak zespół był bardzo mały. Wcześniej formuła jazzowa była taka, że spośród zgłoszeń budowaliśmy pełen zespół jazzowy, który przez tydzień pracował nad koncertem finałowym. W tym roku mogliśmy stworzyć jedynie trio ale pracowało się świetnie. Jestem też pod wrażeniem tego ile człowiek się uczy, ucząc. Nie mam zbyt często do czynienia z nauczaniem więc jest to dla mnie świeże doznanie - podsumowuje Masecki.
Sobotni koncert to był przede wszystkim popis umiejętności improwizacji. Nie było jazzowych szlagierów a wręcz przeciwnie. Marcin Masecki i jego trio zabrali publiczność w podróż po Karaibach i twórczości mniej znanego artysty Lionela Belasco. Koncert był transmitowany na żywo a jego zapis możecie zobaczyć poniżej:
Organizatorzy postanowili również transmitować koncert finałowy a przebiegał on tak:
Część druga do obejrzenia POD TYM LINKIEM.
plr
foto: P.Tokarski
redakcja@walbrzych24.com
Komentarze