Wiosną, gdy rozpoczęła się pandemia koronawirusa, rodzice Nadii zauważyli , że dziewczynka stała się bardzo apatyczna i słabła z dnia na dzień. Początkowo tłumaczyli to faktem, że większość czasu musiała spędzać w domu. Gdy niepokojące objawy się nasiliły zabrali córkę do lekarza. Po licznych badaniach werdykt był dla nich niewyobrażalnym ciosem. Okazało się, że Nadia choruje na ostrą białaczkę limfoblastyczną typu B - rzadką, agresywną i bardzo odporną na leczenie.
W Przylądku Dobrej Nadziei we Wrocławiu poddano ją terapii z zastosowaniem silnych sterydów. Życie całej rodziny przeniosło się do szpitala. Brat Nadii spędzał z nią całe tygodnie, opiekował się nią, bawił się z nią i dbał o to, by jak najlepiej znosiła pobyt w szpitalu.
Organizm Nadii zareagował na sterydy, ale w niewystarczającym stopniu. Szpik Nadii wciąż w osiemnastu procentach był zainfekowany. Chwilę potem rodzina otrzymała kolejny cios – okazało się, że Nadia posiada bardzo rzadki gen, który uniemożliwia osiągnięcie remisji. Postanowiono zastosować bardzo drogi lek wykorzystywany w walce z ostrą białaczką. Nadia miała przed sobą trzy dwudziestoośmiodniowe cykle terapii. Wszyscy wierzyli, że w końcu usłyszą pozytywne wieści od lekarzy. Niestety nie udało się osiągnąć remisji, a z planowanego przeszczepu trzeba było zrezygnować. Gen nie daje za wygraną, a tradycyjne leki nie dają sobie z nim już rady...
Choroba cały czas rośnie w siłę. Obecnie Nadia jest w trakcie chemii podtrzymującej. Zdaniem lekarzy jedyną szansą jest bardzo nowoczesna terapie CAR-T, dostępna w Polsce dopiero od ubiegłego roku. Polega na pobraniu pacjentowi komórek, a następnie “przeprogramowaniu” ich w taki sposób, aby nauczyły się atakować i zwalczać komórki nowotworowe. Niestety jej koszt jest astronomiczny – niemal 1,4 mln złotych!
Pomóc Nadii można wpłacając dowolną sumę na portalu siepomaga.pl - kliknij tutaj
opr.plr
foto: użyczone
redakcja@walbrzych24.com
Komentarze