Zaniepokojeni mieszkańcy dzielnicy Lubiechów alarmują, że służby miejskie planują wycinkę drzew wzdłuż urokliwej Alei Dębowej. Miłośnicy przyrody nie wyobrażają sobie ogołocenia tego miejsca, natomiast urzędnicy tłumaczą, że pewne prace porządkowe są niezbędne ale całkowitej wycinki nie będzie.
Ścieżka wzdłuż której rosną okazałe drzewa prowadzi od starego folwarku w kierunku drogi krajowej nr 35. Dawniej zapewne służyła do poruszania się między folwarkiem a Zamkiem Książ, bo oba te obiekty należały do Hochbergów. Dziś nie pełni żadnej kluczowej roli ani nie ma specjalnego statusu. Jest natomiast bardzo lubianą trasą spacerową dla mieszkańców Lubiechowa.
Tu niestety pojawia się konflikt bo część spacerowiczów zaczęła się uskarżać na spadające suche gałęzie, które ich zdaniem zagrażają bezpieczeństwu. Jest również grupa, która na samą myśl o wycięciu jakiegokolwiek drzewa podnosi alarm i staje w obronie przyrody.
- Urząd dostał zgłoszenie od kilku mieszkańców Lubiechowa, że lecę gałęzie i zagrażają życiu, ale to jakieś bzdury. Większości krajów na świecie reklamuje się takimi alejami, przejście czy też przejazd rowerem wprawia w zachwyt nie jedna osobę. To jest dziedzictwo przyrodnicze, to jest coś wspaniałego na skale Europejską wystarczy się tamtędy przejść i każdy się zakocha w tym miejscu - napisał do nas pan Tomasz.
Jak udało nam się ustalić w Urzędzie Miejskim w Wałbrzychu, faktycznie było wiele zgłoszeń dotyczących potencjalnego zagrożenia, dlatego podjęto decyzję by ten teren uporządkować.
- Zarząd Dróg Komunikacji i Utrzymania Miasta złożył wniosek o wycinkę 12 dębów w alei na Lubiechowie. Wniosek podyktowany jest tym, że większość tych dębów wytwarza duży posusz. Żeby wykonać cięcia powyżej 30% dozwolonych przez Ustawę o ochronie przyrody, wymagane jest uzyskanie zgody na wycinkę. Jeszcze czekamy na tę decyzję od marszałka. Widzimy natomiast, że około pięciu drzew jest w tym miejscu całkowicie spalonych. Te drzewa wytniemy na pewno bo stwarzają realne zagrożenie - tłumaczy miejski ogrodnik Michael Liguz.
Jak zapewnia miejski ogrodnik, jest on ostatnią osobą, która opowiedziałaby się za bezcelową wycinką drzew a w tym przypadku chodzi o prace niezbędne, by nikomu ze spacerowiczów na tej trasie nie stała się krzywda, jak to miało miejsce przed paru laty w Szczawnie-Zdroju, gdzie zaniedbania doprowadziły do śmieci dziecka. Tutaj, choć w dokumentach jest mowa o wycince, to w praktyce ograniczy się to do długoterminowej poprawy jakości drzewostanu.
- Ustawodawca nie przewidział większej przycinki niż wspomniane 30%. Aby ratować te drzewa musimy trochę więcej tego posuszu ściągnąć i by było to zgodne z prawem, musieliśmy wystąpić o tę dezycję na wycinkę - tłumaczy Liguz.
Kilku najbardziej zniszczonych drzew jednak uratować się nie da. Wygląda na to, że musiały wcześniej ucierpieć prawdopodobnie w wyniku pożaru łąki.
- One się w całości nadają do wycinki, w ogóle nie rokują, są całkowicie uschnięte, dlatego chcemy je usunąć, reszta idzie tylko i wyłącznie pod pielęgnację - wyjaśnia miejski ogrodnik.
W miejscu wyciętych drzew zostaną nasadzone nowe. Oczywiście minie wiele lat, zanim w pełni zastąpią swoich poprzedników. Przycięte drzewa również nie od razu odzyskają pierwotny wygląd ale kwestie bezpieczeństwa są dla zarządcy terenu najważniejsze.
plr
foto: P.Tokarski
redakcja@walbrzych24.com