- Spotkałem się parę lat temu z kolegą, który tak samo jak ja biega długie dystanse. Kolega zbudował sobie własnoręcznie łódkę canoe i szukał kogoś do wyprawy. Zadzwonił do mnie z jednym pytaniem i była tylko jedna odpowiedź. - mówi uczestnik wyprawy, Dariusz Kalisz.
Wyprawa rozpoczęła się 5 czerwca. Podróżnicy dotarli na miejsce startu z łódką na dachu. Canoe zostało zwodowane w miejscowości Wąsosz. Mężczyźni mieli w planach dotarcie do ujścia Baryczy.
- Pierwszy etap 41km. Powiem szczerze, że był chyba jednym z trudniejszych. Był niski stan wody i łódkę trzeba było przenosić trzy razy przez jazy. Dotarliśmy do Odry i trzeba było już myśleć o noclegu. Przycumowaliśmy do małej wysepki i rozbiliśmy namiot. Największym utrapieniem były komary. Najlepszym specyfikiem na nie okazał się olejek waniliowy do ciast. - mówi uczestnik wyprawy, Dariusz Kalisz.
Kolejnym punktem wyprawy był Krotoszyn.
- Szukaliśmy noclegu. Dzwonimy do pana z agroturystki i ten mówi „200m przeniesiecie łódkę”. Okazało się, że to nie było 200m, a 600 przez chaszcze. Wyglądaliśmy, jakbyśmy przecierali szlaki w Wietnamie. - mówi uczestnik wyprawy, Dariusz Kalisz.
Bywało też niebezpiecznie.
- Płynęliśmy Odrą. Monotonny odcinek około 20km i nagle coś usłyszałem. Pomyślałem, że to pewnie pociąg. W pewnym momencie kolega się obrócił i okazało się, że 20m za nami jest ogromna barka i trzeba było uciekać. - mówi uczestnik wyprawy, Dariusz Kalisz.
Podróżnicy musieli się też zmagać ze Słońcem.
- W okolicach Polic tak paliło słońce, że musieliśmy płynąć ubrani na długo. Później złapał nas deszcz i musieliśmy uciekać do brzegu. - mówi uczestnik wyprawy, Dariusz Kalisz.
Podróżnicy trafili na wieczór panieński, w którym uczestniczyło 12 kobiet.
- Dziewczyny mówiły „O ładna łódka, co robicie, gdzie płyniecie?”. Porozmawialiśmy i się okazało, że załapaliśmy się na wieczór panieński. Już wiedziałem, że nie pośpimy, bo będzie głośno, a trzeba siły regenerować. Okazało się, że dziewczyny nie miały tam zamiaru nocować. Odbiły od brzegu i jeszcze dostaliśmy gadżety. Pełno jedzenia i nawet wino. - mówi uczestnik wyprawy, Dariusz Kalisz.
Kolejnym celem był Zalew Szczeciński. Podróżnikom udało się tam dotrzeć i skierowali się w stronę Wyspy Wolin. Stary wilk morski zalecił im, by przy tej pogodzie popłynęli na skróty od cypla do cypla.
- Dopłynęliśmy do Dziwnowa. Niestety do samego morza nie wpłynęliśmy, bo to było niemożliwe przez wiatr północny. Kilometr płynęliśmy około 25 minut. Przyjechał po nas kolega. Łódka na samochód i wróciliśmy. - mówi uczestnik wyprawy, Dariusz Kalisz.
red
foto: użyczone
redakcja@walbrzych24.com
Komentarze