Szczęśliwy traf sprawił, że mieszkaniec Wałbrzycha dostrzegł swoje auto, gdy poruszał się nim mężczyzna, który go ukradł. Wraz ze swoją szefową próbowali zatrzymać sprawcę, ale ujęli tylko jego towarzyszkę. Sprawę dokończyła wałbrzyska policja i złodziej trafił do aresztu z wieloma innymi zarzutami.
25-letni wałbrzyszanin pod koniec października z niezamkniętego samochodu zabrał cudzą saszetkę z dokumentami oraz kluczykami od innego pojazdu. W poniedziałek 15 października przypadkowo swój samochód rozpoznał na ulicy jego właściciel.
- Podwoziłam swojego pracownika na parking przy ul. Równoległej, bo chciał sprawdzić, czy z jego samochodem jest wszystko w porządku, ewentualnie planował ściągnąć lawetę i przyprowadzić auto pod swój dom. W czasie jazdy pracownik zobaczył, że z naprzeciwka jedzie jego pojazd. Zapewniał mnie, że to jego auto, więc moja reakcja była natychmiastowa. Zdecydowałam, że trzeba zawrócić i udać się za tym pojazdem - relacjonuje Żaneta Kowalczyk, współwłaścicielka Zakładu Pogrzebowego Ozyrys w Wałbrzychu.
Kobieta wraz z właścicielem skradzionego samochodu podążali za złodziejem ulicą 1 Maja, następnie Limanowskiego i Słowackiego. Na skrzyżowaniu na pl. Grunwaldzkim zdecydowali, że sami zatrzymają sprawcę.
- Ten samochód stanął na czerwonym świetle, więc zajechałam mu drogę. Wyszłam z samochodu, podeszłam do niego od strony kierowcy, otworzyłam drzwi i wyszarpałam kluczyki. Sprawca zaczął mnie atakować, wyzywać, ale czułam adrenalinę i wiedziałam, że muszę to zrobić. Ostatecznie próbował jeszcze zabrać coś z tylnego siedzenia, ale mu nie pozwoliłam, więc uciekł, krzycząc, że on ten samochód kupił na Allegro - mówi Żaneta Kowalczyk.
Jak się okazało, w kradzionym samochodzie była jeszcze kobieta. Towarzyszka złodzieja również próbowała uciekać.
- Zaczęłam krzyczeć tak głośno, że słyszał mnie cały Plac Grunwaldzki. Prosiłam, żeby ktoś pomógł złapać tę kobietę, bo to był nasz jedyny świadek, dzięki któremu moglibyśmy dojść do sprawcy. Pobiegł za nią jeden z przechodniów i przyprowadził. Wsadziliśmy ją do samochodu i pilnowaliśmy drzwi z dwóch stron. W tym czasie zadzwoniłam na policję - mówi Żaneta Kowalczyk.
Policja zatrzymała kobietę, ale po przesłuchaniu nie postawiono jej zarzutów z powodu braku dowodów na udział w przestępstwie. Policjantom tłumaczyła, że nie widziała o kradzieży samochodu, bo jej towarzysz twierdził, że go kupił.
Mężczyznę zatrzymano następnego dnia podczas kradzieży sklepowej. Udowodniono mu także włamanie do mieszkania, które miał remontować we wrześniu i kradzież sprzętu AGD. Przyznał się do popełnienia wszystkich przestępstw. Jako że wcześniej był karany za podobne czyny i działał w warunkach recydywy za kolejne włamanie i kradzieże grozi mu teraz kara 15 lat więzienia.
Sprawa zakończyła się szczęśliwie, ale policja przestrzega przed samodzielnym ściganiem przestępców, ponieważ może stanowić to realne zagrożenie dla ścigającego.
- Zawsze pamiętajmy, że najważniejsze jest nasze zdrowie i bezpieczeństwo. Podjęcie ryzykownych czynności jak zatrzymanie sprawcy może być problematyczne i zakończyć się poważnym uszczerbkiem na zdrowiu. Jeśli widzimy taką sytuację, że ktoś popełnia czyn zabroniony, to w pierwszej kolejności powiadomić trzeba policję, aby funkcjonariusze mogli podjąć czynności - tłumaczy rzecznik wałbrzyskiej policji podkom. Marcin Świeży.
Pani Żaneta twierdzi, że po całej akcji zdała sobie sprawę, że mogła zostać zraniona przez sprawcę, ale mimo wszystko nie żałuje swojej decyzji.
- Trzeba pomagać ludziom. Jako współwłaściciel zakładu pogrzebowego na co dzień pomagam ludziom w trudnych sytuacjach i jest to częścią mojego życia. Trzeba pomagać, bo dobro wraca - podsumowuje Żaneta Kowalczyk.
plr
foto: KMP w Wałbrzychu
redakcja@walbrzych24.com
Komentarze