- Zawsze co roku, aż do śmierci, wraz z moim przyjacielem, dziennikarzem wałbrzyskim Arturem Szałkowskim odwiedzialiśmy tego wybitnego człowieka wręczając mu nowe pamiątki i prezenty z Muzeum Powstania Warszawskiego przekazywane za pośrednictwem mojej serdecznej koleżanki dziennikarki TVN 24 Arlety Zalewskiej - pisze na Facebooku Łukasz Kazek.
Regionalista przytacza fragment wspomnień Józefa Wiłkomirskiego, który jako młody człowiek brał czynny udział w Powstaniu Warszawskim i co odbiło się później na całym jego życiu:
To było na rogu Traugutta i Czackiego. Tam myśmy byli w KKO, po drugiej stronie Czackiego był Bank Handlowy, a między tymi domami była barykada. I pamiętam właśnie, że stałem na posterunku, gdzieś tam na podwórku... Niestety już tego nie ma. Chciałem pokazać żonie i córce, gdzie to było, ale tam już jest zbudowany jakiś mur i w ogóle wszystko wygląda inaczej. Tam była tak zwana proboszczówka. Muszę powiedzieć, że była wycięta dziura w takim murze między podwórkami i ja co pewien czas wstawałem z krzesła i zaglądałem, czy Niemcy nie atakują. No i widocznie snajper niemiecki zauważył (pod słońce to mogło być), że tam jest jakiś cień, i wstrzelił się […] w tą dziurę. Jak trzasnął w dziurę, to i w moją szyję. No to ja [krzyczę]: „Zostałem ranny”. No to kolega zbiegł, jeden mnie zabrał, drugi zajął moje miejsce. [Poszliśmy] na punkt opatrunkowy. Lekarz tak się na mnie [dziwnie] popatrzył i mówi: „Ale pan to ma szczęście”. A ja mu na to: „A bo co?”. – „Bo wie pan, tu jak trafiła, to akurat w środek, ale gdyby dwa centymetry w tę [stronę], to by przebiła tchawicę i pan by się udusił. A dwa centymetry w [tamtą], to by przebiła tętnicę i pan by się wykrwawił. A tak, to pan przeżył”. Fakt autentyczny. To są takie piękne wspomnienia, drobne, które pokazują właśnie, może bym nawet użył określenia, prozę codziennego życia żołnierza na froncie. Trzeba by pogadać z takimi frontowcami, którzy szli z zachodu czy ze wschodu. Bo oprócz normalnej walki i tak dalej to były te codzienne takie czy inne wydarzenia i myśmy to przyjmowali jako coś zupełnie naturalnego. Ale tutaj jeszcze jedna dygresja. Nigdy nikt z nas nie myślał, że może zostać ranny, a tym bardziej zabity. Mogę to z całą odpowiedzialnością powiedzieć. To w ogóle nie wchodziło w grę. Myśmy nigdy nie bali się śmierci. Nie baliśmy się, że coś nam się może stać. Może dlatego że byliśmy tacy młodzi....
Komentarze