Sokolnictwo jest trochę tańsze od klasycznego myślistwa, ale zajmuje za to dużo więcej czasu i mimo wielu godzin poświęconych na szkolenie, ptak drapieżny nigdy nie stanie się zwierzęciem domowym. O tajnikach sokolnictwa opowiedział nam Janusz Woźnicki.
Sokolnictwo to zdecydowanie hobby dla osób, które mają dużo wolnego czasu. Aby ułożyć sobie ptaka drapieżnego, trzeba mu poświęcać kilka godzin dziennie.
- Zanim zaczniemy ptaka w ogóle hodować, jak odbierzemy sobie takiego "dziczka" z hodowli (nieoswojone z człowiekiem piskle - przyp. red.), to pierwszy etap jest taki trochę uciążliwy, bo musimy z nim trochę pobyć i przyzwyczaić go do swojej obecności. Nie ukrywam, że może to być nudne, więc warto na przykład wziąć książkę i poczytać przy małym światełku w wolierze i po prostu siedzieć z tym ptakiem parę godzin, od czasu do czasu odzywając się do niego, żeby się przyzwyczaił i przestał nas bać. Potem mamy etapy ukrócenia, uwabienia i unoszenia. Unoszenie polega na wspólnych spacerach po lesie, na łąkę z ptakiem na rękawicy. Wówczas ptak się uspokaja i przyzwyczaja do siedzenia na rękawicy. Ostatni etap jest dla sokolników bardziej wtajemniczonych w polowania. Wówczas układa się ptaka typowo do polowań - wyjaśnia sokolnik Janusz Woźnicki.
Ceny ptaków są bardzo zróżnicowane, w zależności od gatunku, pochodzenia i stopnia ułożenia. Jeszcze droższe natomiast są wszystkie niezbędne akcesoria i infrastruktura towarzysząca.
- Typowe myślistwo jest na pewno droższe od sokolnictwa. Trzeba kupić broń, optykę, termowizję, a to liczy się w dziesiątkach tysięcy złotych. Ptak kosztuje mniej więcej tyle, ile rasowy pies. Od ptaka droższy jest cały osprzęt, trzeba mu stworzyć odpowiednie warunki do bytowania - tłumaczy Janusz Woźnicki.
Jak przestrzega sokolnik, niezależnie ile czasu poświęcimy na układanie ptaka, nigdy nie będzie on zwierzęciem domowym i zawsze trzeba mieć na uwadze jego potencjalnie niebezpieczne i nieprzewidywalne zachowanie.
- Raz ptak mi odleciał na wieżę kościelną i musiałem się sporo natrudzić, żeby ściągnąć go z powrotem. Obok kościoła było gospodarstwo rolne, gdzie biegały kury i martwiłem się, czy ona nie spróbuje zapolować nie na tę zwierzynę, na którą może. Zdarzyło się też, że ptak uderzył mnie szponem w twarz. To była moja wina, bo w trakcie karmienia zobaczyłem, że coś mu się spętało i chciałem to poprawić, a że jestem krótkowidzem, zdjąłem okulary i dostałem szponem w ucho, pod oko i w twarz - wspomina Woźnicki.
Więcej na temat sokolnictwa dowiecie się z rozmowy z Januszem Woźnickim w programie
Gość Dnia Telewizji Wałbrzych i w podcaście Marka Szelesa Dzień Dobry Wałbrzych.
plr
foto: użyczone
redakcja@walbrzych24.com