Leon Sawicki rozpoczął swoją pieszą wędrówkę do Warszawy 4 czerwca, gdy w stolicy odbywał się wielki marsz zwołany przez Donalda Tuska. Wałbrzyszanin chciał jednak uniknąć tłoku, by w spokoju porozmawiać z obywatelami i dowiedzieć się, co dręczy ich na co dzień.
- Postulaty, które usłyszałem, dotyczyły absolutnie wszystkiego. Młodzież szkolna i studenci mówili o pomysłach na modernizację systemu edukacji, by móc wziąć te sprawy w swoje ręce, a także, by ich rodzice mieli większą możliwość decydowania o tym, co dzieje się w szkołach. Pracownicy służby zdrowia prosili, by znieść klauzulę sumienia, aby samodzielnie podejmować decyzje na podstawie kodeksu, który jest jasny rzeczowy i nie utrudnia im prowadzenia i tak bardzo trudnej służby. Policjanci prosili, by ich praca była znów traktowana jak prawdziwa służba. Organizacje pozarządowe chcą móc otworzyć skrzydła, bo są obecnie za bardzo ograniczone różnymi przepisami. Ogólny wniosek na podstawie wszystkich postulatów to decentralizacja władzy i przeniesienie decyzyjności z Warszawy do nas na dół. Te postulaty trafiły do odpowiednich miejsc, m.in. do posłów i senatorów - mówi Leon Sawicki, organizator Marszu po Wolność.
Na trasie spotkał się z dużą życzliwością od strony napotkanych osób. Jako doświadczony harcerz głównie nocował w namiocie, ale zdarzało się, że był zapraszany do siebie przez rodaków.
- Chciałbym podziękować wszystkim, a przede wszystkim małej Lenie z Zebrzydowa, która zaprosiła mnie na swoją I Komunię i pozwoliła zasiąść do stołu z całą rodziną. Otrzymała ode mnie mały upominek i poczęstowała posiłkiem, pomogła znaleźć miejsce, gdzie mogłem się wyspać. W niektórych miastach było to organizowane w czysto partyzancki sposób. Po prostu spałem w lesie przy ognisku. Dla mnie jako harcerza to zupełnie normalna forma spędzania czasu. Muszę podkreślić, że otwierały się dla nas kościoły, plebanie, organizacje pozarządowe, wspierało Nadleśnictwo, Polski Związek Łowiecki więc ciepłe przyjęcie w każdym miejscu bardzo pomagało maszerować w dalszą drogę - mówi Leon Sawicki.
Podczas wyprawy Leon Sawicki miał ze sobą wyjątkowego towarzysza - pluszową wiewiórkę, która stała się maskotką-symbolem jego akcji.
- To jest wiewiórka Haczy. Z nią związane są dwie historie. Po pierwsze chciałem w jakiś sposób być rozpoznawalny, chciałem mieć coś charakterystycznego przymocowanego do drzewca flagi. Haczy przyczepiła się już pierwszego dnia i nigdy nie zeszła. Całą drogę patrzyła mi przez ramię. Została wygłaskana przez dzieciaki w całej Polsce. Po drugie udało się ustalić z fundacją Jurka Owsiaka, że podczas festiwalu Pol'and'Rock zostanie przekazana na licytację - zapowiada Leon Sawicki.
Podbudowany efektami swojego pierwszego marszu wałbrzyski wędrownik planuje już kolejną akcję. Tym razem w porozumieniu z przedstawicielami miasteczka strajkowego w Warszawie.
- Z racji tego, że dotarłem i zostałem gorąco przywitany w Miasteczku Wolność, gdzie zostało mi nadane honorowe obywatelstwo i tytuł ambasadora, nałożono na mnie obowiązek służby, aby szerzyć ideę wolności i przenieść stolik, przy którym rozmawialiśmy dalej w Polskę. Dalsze plany zostały już nakreślone i 1 lipca ponownie z Wałbrzycha wyruszam z kolejną inicjatywą. Tym razem w stronę Pomorza, gdzie chcę spotkać się z rodakami na urlopie, maszerując po plaży - zapowiada Sawicki.
W najbliższym czasie Leon Sawicki planuje pojawić się na wiecu Donalda Tuska we Wrocławiu, gdzie nadal będzie rozmawiał z rodakami, przygotowując się do następnej dużej wyprawy.
plr
foto: użyczone
redakcja@walbrzych24.com
foto: użyczone
redakcja@walbrzych24.com
Komentarze