Mieszkańcy od 3 lat zmagają się z dużym problemem. Ktoś notorycznie podrzuca graty i odpady na ich podwórko. Jakby tego było mało – zawaliły się stare, drewniane komórki, które stwarzają zagrożenie dla bawiących się na podwórku dzieci. Sam budynek mieszkalny również jest w opłakanym stanie. W zrujnowanej piwnicy lokalna młodzież pije alkohol i pali papierosy, a w bramie nie ma domofonu. Budynek jest w zarządzie MZB. Mieszkańcy apelują o pomoc.
- Od trzech lat sprzątam tu tylko ja. Mam dziewięcioro dzieci, w tym jedno niepełnosprawne. Sprzątam podwórka, zamiatam. Robię wszystko, co możliwe. Niektórzy lokatorzy są wściekli na mnie, bo wyrzucam spakowane worki do śmietnika po drugiej stronie ulicy. Z piwnicy „tacham” po 7 worów. Na podwórko ogarnęłam ile mogłam. Starsi sąsiedzi nie będą tego robić. Biegają szczury, nikt nie kosi. Jak sąsiad nie skosi, to dla dzieci nie ma miejsca. - mówi mieszkanka budynku na Niepodległości 285.
- W marcu składaliśmy pismo do BOK, które miało iść do prezydenta. Od tamtej pory nie mamy żadnego odzewu. W piśmie było wyszczególnione, co się dzieje. Było wszystko udokumentowane Były robione zdjęcia. Wszyscy lokatorzy w budynku się podpisali. Od marca nie mamy żadnego odzewu. - dodaje kolejna mieszkanka budynku na Niepodległości 285.
Jak zaczął się problem?
- Najpierw zawaliły się komórki z sąsiednich bloków. Więc wszystkie śmieci wysypane są tu. Zobaczyli, że tutaj jest śmietnik. Nieraz w nocy słyszę, jak ktoś tu chodzi po podwórku. Przyniosą, podrzucą specjalnie. Jest rozwalony mur, to ile to przerzucić? Później sąsiadka chodzi, zbiera i sprząta. Myśleliśmy, że ktoś przyjedzie i nam to pozbiera. Sąsiadka popakowała w worki i tak zostało. Nie będziemy tego wyrzucać do innych pojemników, bo jeszcze inni powiedzą, że my wyrzucamy swoje śmieci. Nie można już tak żyć. Ostatnio zauważono szczury. Drzwi są otwarte. Sąsiadka ostatnio miała mysz w domu. Mysz, to mysz, gdzieś tam z pola może przyjść, ale jak zaczną wchodzić szczury na zimę? - mówi mieszkanka budynku na Niepodległości 285.
Jak informują mieszkańcy – na miejscu była straż miejska.
- Lokatorzy z tamtego bloku wezwali straż miejską, że walą się cegły i to wina naszych dzieci. Przyjechała straż – powiedzieliśmy, jak wygląda sprawa i jaka jest sytuacja. Powiedzieli, że nic nie mogą. Musimy jeszcze raz interweniować. - mówi mieszkanka budynku na Niepodległości 285.
- Straż miejska się do mnie przyczepiła, że biorę worki ze śmieciami i gromadzę. Wyrzucam po drugiej stronie, bo nie ma kto tego zabrać. Była tu sterta śmieci – drzewa, wszystkiego. Gołymi rękoma to pakowałam do worów i wynosiłam. Chcemy od miasta, by przyjechało. Tu jest dużo dzieci. Niech te dzieci mają godne warunki, do jakiejś zabawy. Robią piękne podwórka. Szczycą się wszystkim, a na takich dzielnicach jak nasza to co? Jesteśmy zapomniani. - dodaje kolejna mieszkanka budynku na Niepodległości 285.
redakcja@walbrzych24.com
Komentarze