Polska grupa USAR powróciła w ubiegłym tygodniu do Polski. W ekipie ratowniczej byli funkcjonariusze z całego kraju, w tym również kpt. Albert Kościński ze Specjalistycznej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej "Wałbrzych", przewodnik psa Oriona.
- My pracowaliśmy jako polski moduł poszukiwawczo-ratowniczy w miejscowości Besni. To miasto liczące około 70 tys. mieszkańców. Pracowaliśmy na obszarze, gdzie kompletnie zawalonych było około 30 budynków. Z założenia nasza praca powinna odbywać się w systemie 8-godzinnym, czyli 8 godzin pracy i 8 godzin odpoczynku. Ten wypracowany system jednak w realnych działaniach się nie sprawdził, bo ilość pracy zastanej na miejscu nie pozwalała, by dwie grupy mogły odpoczywać. W pewnym momencie w pierwszej dobie naszych działań wszystkie środki dostępne z polskiego modułu zostały skierowane do pracy na strefy, wszystkie 8 psów w tym również ja z Orionem - mówi kpt. Albert Kościński, ratownik z SGPR Wałbrzych.
Po powrocie ratownicy najczęściej słyszą pytania, ile osób uratował dany pies. Wiadomo, że nasza grupa jako cała wydobyła spod gruzów 12 żywych osób. Z powodu systemu pracy, trudno jednak przypisać indywidualne osiągnięcia poszczególnym ratownikom.
- To nie jest tak, jak myśliwiec, który zestrzelił daną liczbę samolotów. Psy są bardzo złożonym narzędziem poszukiwawczym i pracują w zespołach po 2-3 osobniki. Dany sektor, gdzie poszukujemy osób żywych, nie może być zatwierdzony tylko przez jednego psa. Nie zawsze jest 100% pewność przy wykrywaniu żywych osób, dlatego potrzeba by drugi, trzeci pies potwierdziły odkrycie pierwszego. Ogromna ilość gruzów i zniszczeń też nie pozwalała w pełni pracować w sposób, w jaki ćwiczymy tu na miejscu. Czasami psy biegały po kilka godzin przy bardzo małej ilości zapachu żywych osób, więc konieczne było obserwowanie zachować kilku zwierząt naraz na danym sektorze. Mogę pochwalić swojego psa, bo w zdecydowanej większości miejsc, w których Orion wykazywał zainteresowanie, ratownicy wydobywali żywe osoby - mówi kpt. Kościński.
Przy tak ogromnej skali zniszczeń równie wielka była liczba ofiar (ponad 42 tysiące), dlatego każda wiadomość o odnalezieniu żywych osób była przyjmowana wśród ratowników bardzo entuzjastycznie. Jednak od odnalezienia do wydobycia była jeszcze długa droga.
- Często nie wyglądało to tak, że w 20 min odkopiemy dwie cegły i trzyosobowa rodzina wychodzi... Praca trwała po kilka, a nawet kilkanaście godzin. Najdłużej wydobywaliśmy jedną osobę przez 21 godzin od momentu nawiązania z nią kontaktu do chwili wydobycia spod gruzowiska - mówi ratownik.
Ratownikom dziękował komendant Państwowej Straży Pożarnej w Wałbrzychu, przy której funkcjonuje Specjalistyczna Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza.
- Sens istnienia tych grup został udowodniony w Turcji, a także przy innych okazjach. Nasza grupa ma dyżur przez 8 miesięcy w ciągu roku. Akurat do Turcji pojechały w większości inne grupy z naszego kraju a my byliśmy w rezerwie. Może się zdarzyć, że to my będziemy pełnili dyżur i podobne wydarzenie będzie miało miejsce i wtedy cała nasza grupa licząca 42 osoby może ruszyć do działań - mówi komendant PSP w Wałbrzychu st. bryg. Krzysztof Szyszka.
Szkolenie ratowników i psów to bardzo długi i wymagający proces, dlatego też każda osoba i zwierzę ze specjalistycznymi uprawnieniami ratowniczymi jest na wagę złota. Wałbrzyska grupa jest jedyną tego typu na Dolnym Śląsku i jedną z kilku w całej Polsce. Od niedawna psy ratownicze są też pełnoprawnymi funkcjonariuszami.
- Przede wszystkim psy ratownicze szukają osób żywych, ale obcych. Podczas szkoleń często musimy te osoby zmieniać. Pies chce się szkolić i szukać tych osób, żeby dostać jakąś fajną nagrodę od osoby znalezionej. Musimy psy wychowywać tak, żeby spotykały samych fajnych ludzi, ale też często musimy te osoby zmieniać, bo zwierzę uczy się zapachu. Jeśli będziemy ćwiczyć na tych samych pozorantach, to psy się do nich przyzwyczają i tylko ich będą szukać. My je uczymy, że każdy obcy jest fajną osobą, która czeka na niego z nagrodą. Do szkoleń potrzebujemy całej rzeszy ludzi i wielu zmiennych miejsc, żeby zwierzęta nabierały nowych doświadczeń. To proces bardzo złożony i angażujący wielu ludzi - mówi asp. Robert Strojny z PSP w Wałbrzychu.
Po krótkim odpoczynku funkcjonariusze i ich psy wznowią działania szkoleniowe. Pobyt w Turcji był dla wszystkich wyjątkowo wyczerpujący, ale jak podkreślają ratownicy, to właśnie dla takich działań szkolą się przez całe życie.
plr
foto: P.Tokarski
redakcja@walbrzych24.com
foto: P.Tokarski
redakcja@walbrzych24.com
Komentarze